niedziela, 21 stycznia 2018

Rycz MAMA rycz, czyli pierwsze tygodnie dziecka w żłobku.


Kilka lat temu słysząc, że jakaś mama płacze oddając dziecko do żłobka, czy przedszkola, myślałam sobie- WARIATKA! Jak można płakać oddając dziecko do takiej placówki?! Przecież nic złego mu się tam nie dzieje, ma świetną opiekę, zabawki, dostaje jeść, pić i do tego integruje się z innymi dziećmi. Tylko histeryczki się tak zachowują! To mamuśki, które maja fioła na punkcie własnego dziecka i nie mają kompletnie nic innego do roboty!

Jak zaszłam w ciążę moje spojrzenie na to nieco uległo zmianie. Od samego początku wiedziałam i mówiłam głośno, że będę stuknięta na punkcie Młodego, że będę kochać nad życie (już wtedy przecież bardzo go kochałam), że będę się troszczyć, martwić i robić wszystko, żeby był najszczęśliwszym dzieckiem pod słońcem.

Później było tylko "gorzej". Jak tylko się urodził potrafiłam wpatrywać się w niego godyinami, myśląc jaką jestem szczęściarą, że mam tak pięknego, zdrowego i grzecznego synka. (Bardzo) nie rzadko łzy ciekły po policzku. 
Łzy szczęścia i wdzięczności, że los podarował mi taki CUD.

Cud rósł i rósł, mama w końcu musiała pójść do pracy. Nareszcie! Serio, brakowało mi tego. Jestem osobą, która nie lubi siedzieć w miejscu, musi ciagle się coś dziać. No i działo się. Bardzo dużo. Dawaliśmy radę tak ułożyć swoje grafiki, żeby Antoś miał opiekę.
Jesteśmy w Warszawie sami, najbliższa rodzina i znajomi w Łodzi. Innego wyjścia nie było, musieliśmy sobie radzić. D. w pracy od rana, ja popołudniu. Jak D. mógł zostać w domu, to ja szłam na cały dzień do pracy. Nie wiem jak, ale udało się tak wytrwać przez rok, mijając się w progu.
Kiss nad drive przez rok.
Jak wychodził do pracy to ja i Antoś jeszcze spaliśmy, jak ja wracałam z pracy to oni już spali.
Dostanie się do żłobka państwowego jest właściwie niemożliwe. Ale udało się. Jak, to już dłuższa historia... Ważne, że to mamy.

Oczywiste jest, że nie mogliśmy od razu zostawić dziecka na cały dzień. To dla niego zupełne nowe miejsce, nowe osoby, inne życie. Kompletnie obce. Zaczęliśmy od trzech godzin dziennie. Pierwszego dnia weszłam z nim, żeby mu pokazać, że to przyjazne miejsce i nie ma czego się obawiać. Po chwili zabawił się w kąciku z zabawkami, spokojnie wyszłam. Nie robiłam tego po kryjomu, nie chciałam go tak zostawiać. Drugiego dnia odprowadziłam go za rękę, jakie było jego zdziwienie, kiedy drzwi zamknęły się za nim, a ja nie weszłam... Zaczęły się schody. Płacz. "MaaaAamaaaaaa!". Histeria. Szybko wyszliśmy, żeby tego nie słuchać. Kolejne dni były tylko gorsze, już przy wejściu wiedział co go czeka. Kolejne dni w obcym miejscu z dziwnymi zasadami i bez rodziców... Dodatkowym chyba nieuniknionym etapem była choroba. Cholera! Akurat w momencie, kiedy była szansa na poprawę przy oswajaniu! Ok, wyzdrowiał. Można zaczynać od początku.
Znowu histeria, płacz jakby go rozdzierali. Ale co? Jak go odbieramy to uśmiechnięty, aż ciężko go oderwać od zabawek. Panie mówiły, że w ciągu dnia zdarzają się momenty, że zaczyna płakać, szczególne podczas przechodzenia do innego pomieszczenia lub przy posiłku. Po kolejnym poranku pełnym płaczu dopadło i mnie.
Nie płakałam dlatego, że jemu dzieje się tam krzywda, nie płakałam, że będzie głodny, zaniedbany.
Płakałam, bo wyobrażałam sobie jak on się boi, jaki jest niepewny tego co się zaraz wydarzy, jak bardzo za nami tęskni. To straszne uczucie. Dwie najbliższe mu osoby nagle zostawiają go i wychodzą. On nie chce słuchać, że to na krótko. Chce być z nami tak długo, jak to możliwe.
Dodatkowo w jednym tygodniu przyszedł ugryziony, w kolejnym podrapany.
Wreszcie po trzecie tygodniach nadszedł czas, żeby z trzech godzin pobytu w żłobku wydłużyć go do pięciu godzin. Na Antosiu rozłąka robiła coraz mniejsze wrażenie. P
Dziś zostaje tam na około osiem godzin. Jeśli nie idzie do żłobka to płacze, że chce do cioci i dzieci. Jak go rozbieramy i za rączkę prowadzimy do drzwi to, aż przebiera nóżkami ze szczęścia, że może tam wejść.
Dziś wiem, że moja reakcja nie jest dziwna, przesadzona. Jest naturalna. Moje rozżalenie nie wynikało ze stanu faktycznego, a z obaw i emocji jakie towarzyszyły mojemu dziecku- istocie, dla której chce wszystkiego co najlepsze, którą chce uchronić od bólu i smutku.
Cieszę się, że to już za nami.




Ev.