poniedziałek, 29 maja 2017

Problem moczenia nocnego? Sprawdź jakie są przyczyny i jak sobie z tym radzić!

Odpieluchowywanie to etap, który musi przejść każdy rodzic i każde dziecko. Prawidłowo rozwijający się Maluch, kontrolę nad oddawaniem moczu w dzień osiąga w wieku 2-4 lat, a w nocy nawet do 5 roku życia. Niekiedy zdarzają się trudność w nabyciu tej, jakże ważnej umiejętności. Niestety wpływa to negatywnie na bardzo dużo sfer życia dziecka i jego bliskiego otoczenia.

Przyczyn moczenia się nocnego może być wiele. Są nimi między innymi ograniczenie pojemności pęcherza moczowego, trudności z budzeniem się, czy nadmierna produkcja moczu w nocy. Problemu tego nie powinniśmy bagatelizować i traktować jako dolegliwość przemijającą, lecz udać się do pediatry lub po prostu lekarza rodzinnego.

Co się dzieje z dzieckiem?
Moczenie się  nocne prowadzi to do zaburzeń psychospołecznych, ograniczenia kontaktów zarówno z rówieśnikami, jak i rodziną, samoocena i poczucie własnej wartości są mocno zaniżone. Wstyd powoduje, że dziecko niechętnie decyduje się na nocowanie u kolegi, wyjazdy na kolonie, a co za tym idzie - nie maj okazji do usamodzielnienia się. Im dłuższej problem trwa, tym objawy się nasilają.


Jak się przygotować do wizyty u lekarza?
Należy prowadzić i codziennie systematycznie wypełniać dziennik mikcji. Jest to sposób obserwacji picia i siusiania. Dzięki niemu, wraz z kartą obserwacji dziecka, dostarczamy lekarzowi niezbędnych informacji na temat dziecka moczącego się w nocy.

Co sami możemy zrobić?
Przede wszystkim nie wolno nam zachowywać się jakby problemu nie było. Często podświadomie traktujemy go zbyt pobłażliwie. Należy pamiętać, że moczenie się nocne nie jest skutkiem niedopilnowania rodziców. Powinniśmy szukać pomocy medycznej, ponieważ przyczyną mogą być wady układu moczowego, zaburzenia czynności dróg moczowych, choroby ogólnoustrojowe. Możemy zminimalizować wpływ moczenia się nocnego na psychikę dziecka poprzez wspieranie go, dawanie poczucia bezpieczeństwa. Pamiętajmy, że nie jest to w jego intencji, następuje to mimowolnie. Kary, czy wyśmiewanie się mogą nasilić objawy.

Dziecku możemy pomóc również poprzez wprowadzenie zasad mających na celu regulację pracy pęcherza moczowego.
Dziecko powinno:
  • przyjmować odpowiednią ilość płynów,w regularnych odstępach w ciągu dnia,
  • systematycznie oddawać mocz,
  • nie pić 2 godziny przed snem,
  • w godzinach wieczornych ograniczyć spożywanie nabiału, soków z cytrusów, napojów zawierających kofeinę – zwiększają one ilość moczu wytwarzanego podczas nocy.

Chcesz dowiedzieć się więcej? Odwiedź SuchyPoranek.pl


Ev.










piątek, 19 maja 2017

Bez słońca ani rusz! Czyli ja w taki dzień, jak dziś.



Nie, nie lubię zimna.
Nie lubię pochmurnych, ciemnych dni.
Wysysają ze mnie całą energię.
Nie mam siły i ochoty na nic.
Czasem zastanawiam się, czy nie powinnam żyć bliżej równika.
Owszem, powinnam.
Nie potrzebuję upałów.
Wystarczy słońce.

Dużo słońca.

Moje ciało błaga o witaminę D.

Kiedy nastaje wiosna, ale taka prawdziwa ciepła i jasna, a nie taka która panowała jeszcze tydzień temu, od razu odzyskuję siły.
Czuję się jak księżniczka wybudzona z długiego snu. Mogę tańczyć, skakać, biegać, w międzyczasie gotować, piec, prasować, sprzątać, robić zakupy i jeszcze po południu iść do pracy.
Czasem zdarza mi się gadać do zwierząt i roślin.
Brzmi groźnie?
No przecież właśnie tak robią księżniczki we wszystkich bajkach.
To dziś. Kocham takie dni i poczucie, że ten dzień wykorzystałam w 100%.
Godzina 8:00 rano a ja już sporą część obowiązków domowych miałam za sobą. A zimą? O tej porze ledwo otwierałam jedno oko. Zero motywacji do czegokolwiek.
Dodatkowo w te widniejsze pory roku łatwiej mi jest się skoncentrować. Jestem wydajniejsza.




Nie wspomnę już, że słońce w naszym życiu eliminuje wiele chorób.
Jak jest ciepło, życie jest inne. Inaczej się ubierasz, inaczej traktujesz ludzi.
Chce się żyć!

SŁONECZKO ŚWIEĆ <3


    Ev.                             

piątek, 12 maja 2017

Pomajówkowo. Mroźno, ale fajowo.

Od naszego powrotu z majówki minął ponad tydzień, a ja dopiero dzisiaj mam chwilę usiąść i coś naskrobać.

Nasz weekend majowy trwał od 29 kwietnia do 2 maja.
W sobotę wyjechaliśmy rano, pojechaliśmy nad morze. Pierwsze Piaski.
Las, świeże powietrze, kilka kroków na plaże, mroźny wiatr.
Było naprawdę zimno. Jednak Antkowi to nie przeszkadzało. Ciągnął nas na plaże i niechętnie z niej schodził. Kalosze wypróbowane - kałuże w lesie były tylko jego.
Ile spacerowaliśmy, tyle samo później się rozgrzewaliśmy. Drugiego dnia to samo z tym, że słonecznie i jeszcze więcej spacerowania. Młody eksperymentował z wiaderkiem, szufelką i grabkami.












Trzeciego dnia ruszyliśmy z lasu i pojechaliśmy do Redy do aquaparku. Piszę POJECHALIŚMY, bo pojechaliśmy i wróciliśmy. Tutaj za wiele nie ma co pisać, bo jak zobaczyliśmy jaka długa jest kolejka, to tylko usiedliśmy w kawiarni, wypiliśmy co mieliśmy wypić i pojechaliśmy dalej.

Następnym przystankiem była Zatoka Pucka.
W dokładnie tym samym miejscu byliśmy w majówkę dwa lata temu. W poprzednim poście znajdziecie zdjęcia z tamtego miejsca. Poprzednio było całkiem pusto.
Tym razem było tłoczno, gdyż zjechali się kitesurfingowcy.
Nad głowami pełno latawców.


Reakcja Antka na ten widok była bezcenna. Zachwyt był tak głośny, że wszyscy się uśmialiśmy. Mnie i D. nawet przeszło przez myśl, żeby może wykupić sobie kilka godzin nauki na „kajcie”, ale okazało się, że nie ma żadnego instruktora, a wypożyczany sprzęt jest do testowania za darmo. Taka reklama. A szkoda.
Z drugiej strony może i lepiej, bo w ten ziąb raczej nie odważyłabym się wejść do tej lodowatej wody, a tylko byłoby mi szkoda, że przepuściliśmy taką okazję.
Zaraz za nami ustawiły się dwa kampery na noc.
Następnego dnia nazajutrz okazało się, że są to dwie rodziny z dziećmi.
W sumie trójką. Dwóch chłopców wiekowo jak nasz Młody.
Jak tylko się zorientowałam, szybko wzięliśmy wiaderko i poszliśmy razem z nimi kopać. Po jakimś czasie Antek już bawił się z sąsiadami pod ich kamperami na kocyku. To jest niesamowite jak on uwielbia towarzystwo innych dzieci.
Trochę porozmawiałam z rodzicami.
Są to ludzie, którzy jadą w każde miejsce nad morzem, gdzie trochę bardziej wieje. Podziwiam ich. Matki pakują cały majdan i jeżdżą z tymi facetami po to, żeby oni sobie mogli pośmigać z wiatrem. I to jest świetne. Są wyluzowani, zrelaksowani, uśmiechnięci i zdystansowani.
Nie każdy byłby w stanie kilka, a raczej kilkanaście tygodni w roku spędzić w domu na kółkach i to w dodatku z małymi dziećmi, gdzie w grę jeszcze wchodzą pieluchy.
Dodam tylko, że jedna z mam za tydzień miała termin porodu. I nie przejmując się, czy zdążą do szpitala, czy urodzi tu, na miejscu, po prostu spokojnie sobie siedzieli, popijali kawkę i z tego żartowali.



Uważam, że każdy, kto ma stresującą pracę, szybkie tempo życia, powinien na jakiś miesiąc wziąć takiego kampera, wyłączyć wszelkie urządzenia elektroniczne i pojechać po prostu przed siebie. Bez większych planów co, kiedy i jak.
Ostatni dzień naszego wyjazdu to był spacer po Gdańsku, kawałek rybki na obiad i zakup pamiątek.



Antoś podróż zniósł baaardzo dzielnie. Co jakiś czas potrzebować się ruszyć z fotelika. Jak każdy. My też nie usiedzieliśmy całej podróży w jednej pozycji. Kierowca tylko miał najgorzej, co nie? ;) Dziadkowie już wiedzą, że kamperem mogą z nim jechać na koniec świata, a nawet dalej.
Po tym wyjeździe już wiem, że jak tylko zrobi się w końcu ciepło, to zgarnąć Młodego wieczorem z podwórka na mycie nie będzie łatwo.

Odnośnie mycia... 
W kamperze kąpaliśmy go w misce na stole. Antek ma tak już zakodowane, kiedy powinien się myć, że pewnego wieczoru, jak zbliżała się jego pora, pokazał na stół i rozkazał „MYJ, MYJ”. Trzeba było zwijać karty i zabierać się do mycia Malucha.

Czekam na kolejny wyjazd.



Ev           .